wtorek, 17 lutego 2015

Dwa



To był dobry weekend.
Pani Kruczek westchnęła, kiedy poczuła ciepły strumień prysznica na swojej skórze. Dłońmi rozcierała obolałe mięśnie, które były spięte po całym dniu pracy. Kolejnego dnia mieli wracać do kraju, więc należało się jej trochę odpoczynku. Wycierając się ręcznikiem spojrzała na wieszak, gdzie znajdowały się jej sportowe ciuchy i po chwili zastanowienia zmieniła zdanie. Pół godzinki na bieżni przed snem jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Uwielbiała bieganie bardziej, niż jakikolwiek inny sport. Wydzielające się endorfiny wprawiały ją w cudowny nastrój, mimo że po treningu wyglądała jak sto nieszczęść. Był wieczór, więc pomyślała, że pewnie i tak nikogo nie było o tej porze na siłowni.
Skierowała się właśnie do niej, uprzednio sprawdzając, co robią jej podopieczni. Z żadnego z pokoi nie usłyszała nawet szeptu, więc albo spali, albo wciąż nie wrócili z miasta. Pozwoliła im odrobinę zaszaleć tego wieczoru, bo mimo pozorów, które stwarzała, wcale nie była oziębłą suką, która trzymała skoczków na smyczy. Jeszcze niedawno sama była w ich wieku i wiedziała, jakie są ich potrzeby. Wiedziała też, że nie mają ptasich móżdżków i nie zrobią niczego głupiego.
„Chyba…”, pomyślała.

- Mikołaj? Co ty tu robisz? – zamarła wpół kroku. Nie spodziewała się tutaj żadnego z podopiecznych, a tymczasem dwudziestojednolatek ciskał, zaopatrzony w rękawice, w worek treningowy. Od godziny cieszył się samotnością, dopóki pani trener nie przerwała mu tej przyjemności. Zdenerwowany uderzył mocniej w worek i poczuł pulsujący ból w dłoni. Ścisnął powieki i wziął głęboki wdech. – Słyszysz mnie? – Jagoda zapytała go, podchodząc bliżej. Stanęła naprzeciw niego i wpatrywała się w chłopaka.
- Kurwa, boli. – syknął. – Przepraszam. – dodał po chwili, widząc minę pani trener. Jeszcze tego brakowało, żeby zrobił sobie coś z dłonią. Dopiero co Zniszczoł rozchorował się na grypę, a Kruczek nie chciała mieć kolejnego zawodnika mniej. Zwłaszcza, że zabrała go za Krzyśka.
- Co to w ogóle za wymysły? Dlaczego tu jesteś?
- Chciałem… sam nie wiem. – starszy Stoch westchnął cicho i usiadł na podłodze, wyrywając z rąk Jagody swoją, która przez kilka ostatnich chwil badała dłoń.
- Nic złamanego nie masz, ale dla pewności idź jutro rano do Kaczmarczyka. – rzuciła, przypatrując się podopiecznemu. Wyglądał na zmartwionego. Nie chciała, by taki był, więc próbowała go zmusić do wyduszenia czegoś z siebie. – Mikołaj, proszę cię. Będzie ci lżej. Wiem, że pewnie nie chcesz zwierzać się kobiecie, bo my, inaczej postrzegamy świat, ale może to właśnie jest dobre. Może mogę ci jakoś pomóc. Od tego tu jestem, nie tylko od machania chorągiewką. – brunet spojrzał podejrzliwie na kobietę, a potem się zamyślił.
- Nie mogę sobie poradzić z presją wywartą przez otoczenie. I przez samego siebie. To mnie zabija. –  rzucił. Sam fakt, że tutaj był, a przecież dostał się tylko dlatego, że jeden z jego kolegów zachorował, go dobijał. Widok dumnych rodziców, którzy patrzyli z podziwem na medale zdobywane przez młodszego z rodzeństwa także go dobijał. – Nie chcę tych porównań. Chcę być lepszy. Dlatego siedzę tutaj i katuję się ćwiczeniami, bo wiem, że tylko pracą można zdobyć to, o czym się marzy. Ale ja czasami mam już dość, skoro nie ma efektów. – Mikołaj podniósł głowę i z rozgoryczeniem w oczach spojrzał na blondynkę. Przez dłuższą chwilę się nie odzywała, więc młody mężczyzna pomyślał, że to nie ma sensu, i już chciał wstać i iść, kiedy zatrzymała go kładąc swoją dłoń na jego ramieniu.
- Nie wiem co czujesz – zaczęła. – ale postaram ci pomóc. Po pierwsze, Mikołaj. Moim zdaniem bierzesz sobie na barki zbyt duży ciężar. Nie możesz oczekiwać tak szybko efektów, bo nie przyjdą. – dodała łagodniej. – Spójrz na mnie. Skoro chcesz więcej trenować, okej. Ułożymy ci plan z większą dawką treningów, ale proszę, nie odstawiaj więcej takich akcji, jak dzisiaj. Musimy kontrolować twoje poczynania. Poza tym, nie możesz patrzeć na innych, na to, kto i co tobie mówi. Nie załamuj się, tylko idź z podniesioną głową. Bądź dumny, nawet jak ci nie wychodzi. Bądź mężczyzną. Odważnym, twardym, nie bojącym się przeciwności losu. W przyszłości spotka cię jeszcze wiele sytuacji, w których zwątpisz i będziesz musiał stawić temu czoło. Ale jeśli mnie posłuchasz, wiem, że nie popełnisz błędu. Wierzę w Ciebie, Mikołaj. Słyszysz? – dokończyła z uśmiechem. Ten chłopak miał w sobie potencjał, tylko brakowało mu pewności siebie. Kiwnął potwierdzająco głową, a po chwili chrząknął.
- Słyszę. I dziękuję. Za wiarę we mnie. I za to, że pani mnie wysłuchała. – Stoch przeczesał długimi palcami swoje włosy. Ciężar spadł mu z klatki piersiowej. Czuł się lepiej i jednocześnie miał nadzieję, że w oczach trenerki nie jest kompletną fajtłapą. Miał przecież jakieś sukcesy, miał Magdę, więc nie mógł być aż taki zły. – I przepraszam.
- Za co? – zaskoczył blondynkę, która nie miała pojęcia o co chodzi. – Za to, że myślałem o pani źle. Przed sezonem wydawała mi się pani bezduszną kobietą, która na względzie ma tylko swoje dobro. Myliłem się.
- No dobra. Przeprosiny przyjęte. – uśmiechnęła się szeroko. – Zmykaj, zanim nie będę już taka dobra dla ciebie. – puściła perskie oczko podopiecznemu. Była wdzięczna mu za jego szczerość. To znaczyło, że jej praca nie szła na marne. Czuła, że współpraca z chłopakami będzie owocna. Tylko potrzeba było troszkę czasu. – No już. Nie ma czym się martwić.


Kilka godzin później, w jednym z hotelowych pokoi, skoczek stał nad swoim kolegą z pokoju i próbował go dobudzić. Szarpnął go za rękaw piżamy, jednocześnie ziewając.
- Co jest? – szepnął Kot, przecierając oczy dłonią. Zaspany omiótł wzrokiem po pokoju, czując jeszcze szum w uszach po zeszłej nocy, kiedy bawił się z kolegami w klubie. Nad nim stał syn Krzysztofa Bieguna. Tak samo zaspany, z takimi samymi dużymi workami pod oczami. – Która godzina?
- Po szóstej. – odparł Antek, zaścielając łóżko. Dobrze wiedział, że nie musiał, jednak jego kultura osobista nie pozwoliła mu, na pozostawienie po sobie bałaganu. – Nie pamiętasz?
- Eeeee, ale co? – spojrzał na przyjaciela pół przytomny. – Nie gadaj, że coś odstawiliśmy w nocy? Wiesz, że ona nas zabije, jak się dowie? – zaczął panikować, ale przerwał mu blondyn.
- No co ty, niczego nie przeskrobaliśmy. – odparł spokojnie. – Jeszcze. – dodał i schylił się po plecak, z którego po chwili wyciągnął małą puszkę. – Zapomniałeś o zakładzie?
- Faktycznie! – dopiero teraz Karol się rozbudził. Przecież założyli się z pozostałymi, że zrobią psikusa fizjoterapeucie. Kilka sekund zajęło mu przypomnienie sobie, że to wcale nie będzie takie trudne, zważywszy na to, że Kaczmarczyk zostawiał niezakluczone drzwi, w razie gdyby coś się komuś stało. Kot więc szybko wstał i się przebrał, a towarzyszący mu Antek zabrał farbę do włosów. – Jak to się uda, to będziemy bogami. – szepnął podekscytowany.
- Może bogami nie, ale trzy pizze do przodu ulicami nie chodzą.
Skierowali się do pokoju położonego o kilkanaście metrów od ich. Kot delikatnie pchnął drzwi do środka modląc się, by czasem nie skrzypiały. Szczęście trzymało się nich, bo nie wydały żadnego dźwięku. Weszli do środka. Ich fizjoterapeuta jeszcze smacznie spał na łóżku, leżąc totalnie w jego poprzek. Koledzy mało nie wybuchnęli śmiechem, kiedy zobaczyli otworzone usta mężczyzny.
            - Proszę, oby tylko się nie obudził. – wyszeptał Antek, podchodząc bliżej. Karol wziął puszkę z farbą i zaczął pryskać włosy Kaczmarczyka farbą. Zamarli na moment, kiedy najstarszego z nich zaczął drażnić zapach farby. Swoją dłonią przejechał po twarzy i odwrócił się na bok. Spojrzeli na siebie nawzajem i wzięli głębokie oddechy. Oby nie otworzył oczu, oby nie otworzył oczu. Szczęście towarzyszyło im do samego końca, a po chwili mogli odetchnąć z ulgą, kiedy przestał się wiercić. Dokończyli robotę i bojąc się o własną skórę szybko wybiegli z pokoju. Kiedy ich oczy napotkały się nawzajem, wybuchnęli śmiechem.
- Dobra, cicho, bo się jeszcze zorientuje. – Karol spoważniał, ale przybił piątkę z przyjacielem. Ich fizjoterapeuta z pewnością będzie miał nietęgą minę. A oni górę żarcia tylko dla siebie.

Dwie godziny później, prawie wszystkie ekipy spotkały się ostatni raz na śniadaniu. Niektórzy leniwie sięgali tylko po kubek herbaty lub kawy, a niektórzy nakładali same smakołyki na talerz. Do tych drugich należała Kruczek, która nie mogła sobie odpuścić tych wszystkich pyszności.
- Dzień dobry, pani trener. – usłyszała znajomy głos za plecami. Odwróciła się i natychmiast ukazała rząd pięknych zębów. – Wczoraj nie miałem okazji pani pogratulować wspaniałych postępów, jakie poczynili pani zawodnicy pod pani opieką. – Dyrektor zawodów plułby sobie w brodę, gdyby nie złożył najszczerszych gratulacji kobiecie. Bardzo się cieszył widząc nowych skoczków na międzynarodowej arenie. – Jeszcze raz gratuluję i życzę wytrwałości w pracy. – ukłonił się na koniec.
- Dziękuję, panie Kasai! Bardzo mi miło! – odpowiedziała z uśmiechem i pozwoliła odejść mężczyźnie. Zabrała tacę ze śniadaniem z blatu i ruszyła w stronę stołu, gdzie czekał już na nią Niebiański. Po chwili wzięła kubek do ręki i rozkoszowała się ciepłym kakao, kiedy przerwał jej tą czynność dochodzący z okolic wejścia krzyk fizjoterapeuty Polaków.
- CZY WY WIDZICIE, CO JA MAM NA GŁOWIE? WIEM, ŻE TO KTÓRYŚ Z WAS!!! JA JUŻ WIEM, ŻE WY LUBICIE ROBIĆ SOBIE ŻARCIKI, WIĘC TYLKO CZEKAJCIE, AŻ WAS DOPADNĘ NA ODNOWIE BIOLOGICZNEJ, TO SIĘ NIE POZBIERACIE! – Kaczmarczyk stał na środku stołówki z rękami na biodrach, a jego czupryna, zawsze blond, teraz była różowa.

__________________

Ah, laski, nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że pomysł się spodoba! Wiem, że to u góry nie jest wysokich lotów, ale starałam się jak mogłam. W głowie mam ułożony piękny plan, a trudniej mi jest trochę przelać to do worda ;)
Tymczasem zapraszam do zapoznania się z zakładką bohaterów, oraz moim nowym blogiem, również na którym pojawiać się będzie skoczne FF. ----> KLIK

środa, 11 lutego 2015

Jeden


Listopadowe zawody były ostatnim sprawdzianem przed rozpoczynającym się sezonem skoków. Na starcie w Wiśle nie zabrakło nikogo z czołówki. Jagoda Kruczek zdyszana wbiegła do jednego z boksów przygotowawczych. Przyjechała z ojcem, który w tym dniu wraz z Dawidem Kubackim pełnili rolę ekspertów w studiu telewizji polskiej. Swoją drogą, blondyn, jakiego pamiętała z dzieciństwa, był grzecznym, ułożonym człowiekiem, a teraz był nie do poznania. Jedną ze zmian, które wprowadził do swojego życia, to umiłowanie do tatuażów. Kto by pomyślał, że ten blondwłosy cherubinek w przyszłości będzie miał otatuowane rękawy.
Była wściekła, kiedy kilka kilometrów przed skocznią popsuł im się samochód i musieli iść na piechotę. Auto zatrzymało się na środku drogi i nie chciało ruszyć.
Nerwowo przetrzepała torbę w celu znalezienia przepustki, lecz jej tam nie było.
- Tego szukasz? – usłyszała głos ojca, który jak zwykle o wszystkim pamiętał. Złapała przepustkę i złożyła całusa na szorstkim policzku Łukasza Kruczka. – Tylko pamiętaj, dokonuj słusznych wyborów. – rzucił na pożegnanie i pobiegł w drugą stronę. „Czasami czuję, jakby to on dalej prowadził kadrę”, pomyślała i przewróciła oczami. Łukasz czuł się w jakiś sposób nadal odpowiedzialny za córkę. To, że był już na emeryturze, nie zwalniało go, według jego mniemania, od małych wskazówek.

Pewien brunet zaczął się rozgrzewać. Założył słuchawki i truchtem wydostał się z obiektu. Wczuł się w dźwięki docierające do jego uszu. Ciężkie, gitarowe riffy docierały do jego serca, żeby zaczęło bić w ich rytm. Przymknął oczy i biegł prosto przed siebie, aż tłum ludzi się zmniejszył do pojedynczych jednostek.
Przystanął na chwilę i wziął głęboki oddech. Musiał oczyścić głowę, musiał się skupić na oddaniu tego dnia jak najlepszych skoków. Musiał udowodnić, że jest wart zabrania go na zawody najwyższej rangi.
Nie chciał kolejnych porównań, choć wiedział, że takie będą pojawiać się do końca ich kariery. Synowie podwójnego mistrza olimpijskiego oraz potrójnego mistrza świata. Oto oni. Największa nadzieja na to, że znów Polska stanie się potęgą.
Szkoda tylko, że jak na razie to jego młodszy o dwa lata brat mógł się chwalić większymi osiągnięciami. Nie tylko w dziedzinie sportu.
Cały Adam Stoch.
A on czuł się jak kozioł ofiarny.
- Czy wszystkie najlepsze geny po ojcu odziedziczył on? – zapytał samego siebie, wznosząc oczy ku górze.

Tymczasem na skoczni panował gwar. Coraz więcej kibiców zbierało się na trybunach, a do rozpoczęcia pierwszej serii zostało kilkanaście minut. Kolejni skoczkowie jechali wyciągiem na górę skoczni, a Jagoda zakładała właśnie odsłuch i sprawdzała działanie swojej krótkofalówki. Czynność przerwało jej nadchodzące połączenie telefoniczne.
- Tak? – zapytała. Dzwonił Krzysiek Miętus, którego znała właściwie od dzieciństwa. Między nimi było około osiemnastu lat różnicy, ale fakt ten nie przeszkadzał im w utrzymywaniu dobrych relacji. Po zakończeniu kariery rozpoczął pracę w związku, a także zaczął studiować na politechnice. Zaczęła interesować go technika. W tym momencie był na zgrupowaniu Niemców i Słoweńców w Oberstdorfie na przeszpiegach, pod pretekstem załatwienia kilku spraw. – JAK TO MAJĄ NOWE WIĄZANIA? Krzysiek, mam bardzo mało czasu, więc się streszczaj. – Kobieta poczuła, jak robi jej się gorąco i usiadła na najbliższym krześle. Przecież sprawdzili wszystko. Wszystkie ekipy pod wszelkimi względami. Jak oni mogli teraz wyskoczyć z takim czymś. Przecież była prawie połowa listopada…
- Odlatują kilka metrów więcej, Jaga. Z tego co zaobserwowałem, po wybiciu płynniej układają im się narty i nie tracą na prędkości. - usłyszała po drugiej stronie. Były skoczek także nie był tym faktem zadowolony.  
– Dobra. Ja teraz muszę lecieć do gniazda, ale proszę, dowiedz się jak najwięcej się da, czekam na odzew. Muszę lecieć, pa!

- Dwie dychy, że nie doleci do stu dwudziestego metra.
- Trzy, że skoczy powyżej stu dwudziestego piątego.
- No co ty, on?
- Kto przecina?
Antek Biegun spojrzał z powątpiewaniem na kolegów, ale przeciął złączone dłonie kolegów. Często się bawili w takie zakłady na zawodach i często musieli dzielić się ze sobą swoją gotówką, co sprawiało, że niektórzy się wzbogacali, a niektórzy na tym tracili. Ale to był ich rytuał, więc się nie sprzeciwiał. Z ciekawością spojrzał w górę, gdzie za chwilę miał ujrzeć w locie kolegę z kadry. Spiker właśnie wywoływał Mikołaja, którego po sekundach ujrzeli wszyscy zgromadzeni.
- HA! Sto dwadzieścia sześć i pół. Trzy dychy są moje! – ucieszony Krzysiek Zniszczoł wyciągnął rękę po swoją zdobycz.
- I tak wieczorem za tą kasę postawisz mi piwo. – Kot puścił mu oczko. Chwilę potem go obszedł i rzucił się z gratulacjami starszemu ze Stochów. – Zamiotłeś staaaary! Jak nic, będziesz na podium dzisiaj. – wyszczerzył się.
- Gdzie Adam? – starszy z braci rozejrzał się wokół siebie, ale go nigdzie nie widział. Rozpiął kombinezon i nałożył kurtkę. Było bardzo zimno, więc zapiął się po samą szyję.
- No tu jest problem, bo…
- …bo Magda przyszła cała zapłakana, szukała ciebie, nie wiem co się stało, ale chyba coś poważnego…
- … i od tej pory ich nie widzieliśmy. – dokończył Krzysiek wzruszając ramionami. Mikołaj nie czekał dłużej i wyminął przyjaciół. W głowie echem odbijały się myśli o tym, że płakała. Pewnie duże, słone łzy spływały po jej delikatnych policzkach, a on nic nie mógł zrobić. Zaglądał do wszystkich pomieszczeń, aż w końcu ich znalazł. Powstrzymał się przed złapaniem za klamkę, kiedy zobaczył ich przez okno. Oczywiście jego braciszek musiał zająć się nią, bo jakby inaczej, prychnął. Młody kucał przed siedzącą na jakimś pudle dziewczyną i ocierał jej poliki.
- Masz zamiar powiedzieć to Mikiemu? – usłyszał głos brata.
- Oczywiście, ale nie teraz… nie chcę go teraz rozpraszać, ani robić kłopotu. - Rudowłosa westchnęła i pociągnęła nosem. Śmierć matki ją sparaliżowała. Matka chorowała na raka jelita i od dłuższego czasu była przykuta do szpitalnego łóżka. Dziewczyna nie spodziewała się jednak rychłej śmierci mamy. Nie wyobrażała sobie świata bez niej. Tym bardziej, że ojciec zostawił ich, gdy była maleńkim dzieckiem. Nie wiedziała, co teraz zrobić. Teraz nie miała już nikogo oprócz siostry. No i Stochów. Była im wdzięczna za to, co dla niej robili. Była im wdzięczna za przyjaźń i ofiarowaną pomoc, ale obawiała się, że teraz to już nie starczy.
- Głupia jesteś – Adam popatrzył się w nieznany jej punkt na ścianie. – nie możesz tego w sobie dusić...

- Proszę państwa. Mamy werdykt, w studio razem z nami jest pani Jagoda Kruczek. Za moment przedstawi nam piątkę, która pojawi się w Klingenthal. – Prezes związku Apoloniusz Tajner z wielkim uśmiechem na ustach zapowiedział panią Trener. O tak, czas przemijał, a  stołek był wciąż okupowany przez najwyższego.
- Witam państwa serdecznie. – zaczęła z lekkim uśmiechem. – Z przykrością muszę poinformować, że właśnie w tym okresie mamy nadwyżkę świetnie skaczących zawodników, więc po głębszej analizie wraz z Karolem Niebiańskim stwierdziliśmy, że ci, którzy dzisiaj zajęli pierwsze pięć miejsc, jadą na zawody.
- Czy to oznacza, że rozdziela pani największe nadzieje polskich skoków? Jak to jest? Mówi się, o kryzysie starszego brata.
- To nie prawda – zaprzeczyła. Spojrzała na Apoloniusza spod przymrużonych oczu. Nie wiedziała, kto mu naopowiadał takich głupot. Albo, co gorsza, sam je sobie wymyślił, ale nie pozwoli, by ktoś tworzył jakieś insynuacje. Grzecznie wytłumaczyła, gdzie leży problem, i że Mikołaj po prostu musi popracować jeszcze nad siłą. Rozmowa trwała jeszcze kilka minut, aż zeszli z wizji. Kiedy miała właśnie zejść z podestu, ktoś przytrzymał ją za ramię. Spojrzała na mężczyznę, który przyglądał się jej uważnie.
- Ah ta dzisiejsza młodzież. – Kubacki, który towarzyszył Tajnerowi zacmokał. – Tak trudno ją zmotywować. Może powinnaś się postarać bardziej.
- Słucham?!
- Mówię tylko, że niektórzy się ociągają, a Ty nie dajesz im zastrzyku motywacji… - westchnął teatralnie. Kiedy Jagoda zobaczyła, że wzrok mężczyzny padł na jej biust, zapiekły ją policzki. – Sugeruję tylko, no wiesz, to są chłopcy, gdybyś tylko pobiegała na bieżni… Wiesz… twoje… no – dłońmi zaimitował kobiece piersi – motywująco unosiły by się w przestworzach, a wtedy każdy byłby zadowolony. – na koniec się lubieżnie uśmiechnął. Kobieta nie wierzyła własnym oczom. Wściekła uderzyła go podkładką i wyklinając pod nosem opuściła jego skromną, wcale nie cudowną osobę.
- Pieprzony, stary szowinista! –  Krzyknęła, ostatecznie się obracając, przy czym wprowadziła w zakłopotanie blisko stojących ludzi. Co za cham, dupek i prostak, myślała. Wrrrr, jak ona nienawidziła tego przebrzydłego blondasa. – Jeśli masz za mało seksu i musisz rzucać takimi tekstami to lepiej znajdź sobie panienkę do dmuchania, a nie wyżywasz się na mnie!

___________

To jak wam podobają się role "starych" bohaterów? Jeden z nich na pewno hm... zdziczał :D Ale to nie zmienia faktu, że uwielbiam go w każdym wcieleniu. 

niedziela, 8 lutego 2015

Prolog

- Pojebało cię! Oddaj mi mój telefon! – młody Polak rzucił się na kolegę z pięściami. Miał dosyć tego, że ciągle dogryzali mu w sprawie jego dziewczyny. To nie jego wina, że te marne podróbki młodych mężczyzn jeszcze nie znalazły sobie swoich drugich połówek. Zresztą jasne było, że z ich mózgami wielkości orzeszka to wcale nie będzie takie łatwe. Potrafili godzinami się wygłupiać, a kiedy już doszło do konfrontacji z jakąkolwiek z przedstawicielek płci pięknej, robili z siebie błaznów.
- Masz! – Adam rzucił telefon na torbę kolegi z drużyny. On tylko chciał sobie zrobić z niego żarty! Nie był na tyle głupi, żeby grzebać komuś w prywatnej korespondencji. Przewrócił oczami i poklepał przyjacielsko dwudziestolatka. – Chodź, bo trener znowu da nam po dupie.
- Pewnie chciałbyś, co? – pierwszy z nich uśmiechnął się zadziornie do drugiego, ale nie zdążył nawet zareagować, bo usłyszał właśnie jej krzyk.
- Co ja wam mówiłam?! Żadnych przekomarzań na treningach. Jesteście tutaj po to, aby trenować, naładować akumulatory przed nadchodzącym sezonem, nie ma czasu na żadne pogaduszki. A jak chcecie poplotkować, to drzwi są otwarte, kto chce może wyjść. Ale potem nawet nie próbujcie błagać mnie o powrót do kadry! – Przed grupką dość starszej już młodzieży stanęła Jagoda Kruczek. Pierwsza trener reprezentacji Polski w skokach narciarskich. Miała prawie trzydzieści lat i od dwóch wiodła karierę trenerską. Nie była też osamotniona w kobiecym trenerowaniu. Minęło już sporo czasu, od kiedy trenerami byli mężczyźni. Kobiety trzymały większy rygor i lepiej sprawdzały się w roli psychologa. Będąc mniejszą, podglądała pracę ojca i poznając różne techniki i sposoby, stała się jedną z najlepszych na świecie.
- Co ona dzisiaj taka ostra?
- Nie wiem, może PMS? – odezwał się inny z chłopców. – Nie patrzcie tak na mnie. Mam siostrę i wiem jak bardzo można być upierdliwym przed TYMI dniami. – wzruszył ramionami.
- Słyszałam, Biegun! Dodatkowe dwadzieścia minut na bieżni i zero gadania! To, że twój ojciec skakał w kadrze A, nie znaczy, że ty musisz! – Kobieta przeczesała włosy palcami. Nie była taka zawsze. Po prostu teraz było dużo na jej głowie i w dodatku dostawca materiału na kombinezon wstrzymał się z przesyłką, bo wciąż jest dorabiany. A sezon tuż tuż! Minęło kilkanaście lat od wielkich triumfów Gregora Schlierenzauera w Pucharze Świata, chociaż on, tak jak jej idol, Noriaki Kasai, postanowił skakać jak najdłużej. W przeciągu tych parunastu lat forma zawodów się przeobrażała, lecz w końcu powróciła do swojej „normalnej”. Co prawda dalej było kombinowanie z kombinezonami i innymi nowinkami, lecz technologia, jakiej używali już po prostu była na takim wysokim poziomie, że nie pozwalała na nieskończone możliwości.
Usiadła na krzesło i spojrzała na podopiecznych. To nie tak, że ich nie lubiła. Wręcz przeciwnie, byli inteligentnymi młodymi mężczyznami, którym czasami jednak odbijało, ale wbrew pozorom można było na nich liczyć. Po prostu chciała, by mieli do niej szacunek i żeby fakt, że jest kobietą, nie zmieniło ich stosunku do skoków. W większości byli to synowie podopiecznych jej ojca, którzy odziedziczyli ich talent w większym, lub mniejszym stopniu i ona miała doprowadzić ich na sam szczyt.
Spojrzała jeszcze raz na stertę papierów, leżącą na stoliku, obok zgrzewki wody.
To z pewnością będzie ciężki sezon.

___

No ten, jest i prolog.
Mam nadzieję, że nie spalę pomysłu i wyjdzie coś ciekawego. I że w końcu dociągnę coś do końca.
Skąd pomysł? Nie pytajcie xD